Posts Tagged ‘ A tak sobie… ’

Jestem antysemitą???


Chwilowo mam dość ACTA, polskich polityków, czeskich kolei (osobne przedziały dla kobiet), parytetów i innych „wynalazków cywilizacji”. Dziś zupełnie z innej beczki. Od długiego czasu wyznaję pogląd, że w gruncie rzeczy jestem filosemitą. No właśnie – „w gruncie rzeczy”. Bo jeśli chodzi o działania „Walecznego Państwa Izrael” wobec palestyńskich cywili – to uważam, że Państwo Izrael – Ojczyzna Żydów – stosuje (czy w ramach zemsty, czy w ramach polityki) wobec Palestyńczyków DOKŁADNIE te same metody, które wobec Żydów stosował Adolf Hitler. Metody szowinistyczne, faszystowskie, oparte o ideologię rasową. Jeśli chodzi o kulturę żydowską – to chasydów uważam za ruch religijny, Klezmer Bandy za ciekawostkę folklorystyczną, a KULTURĘ ŻYDOWSKĄ dla mnie stanowi całość: Od Tory i judaizmu, poprzez Żydowskich kupców, poetów, naukowców z nomen omen Imperium Osmańskiego, na współczesnej kulturze żydowskiej kończąc. Przy czym uważam, że właśnie paradoksalnie największy rozkwit tej kultury miał miejsce w czasach, gdy Żydzi byli pod władzą MUZUŁMAŃSKIEGO Imperium. Nie interesuje mnie, czy Michnik i Blumsztajn to Żydzi. Nie interesuje mnie kto się asymilował, a kto jest ortodoksem. Nie i koniec…

Humanizm judaistyczny?

Kiedyś istniał… Tyle, że to okres krucjat. I nieco późniejszy – dzięki żydowskim odkrywcom, wynalazcom, poetom Chrześcijańska Europa poznawała dzieła starożytne i arabskie. Bez nich nie byłoby Oświecenia. Tymczasem o tym aspekcie dzisiejsi piewcy kultury „Żydowskiej” i „filosemityzmu” zapominają. Dlaczego? Nie wiem… Może dlatego, że ówczesny – bardzo liberalny Islam (w tym czasie w Europie zaczynały płonąć stosy, rodziła się Inkwizycja, byliśmy tuż po schizmie wschodniej, a tuż przed reformacją) PANOWAŁ nad połową znanego świata, a Żydom to NIE PRZESZKADZAŁO. Ba, ów Islam umożliwiał wszystkim, którzy tylko uznali jego zwierzchność CYWILNĄ, wyznawanie swoich religii, dość swobodnie podchodził do kwestii społecznych. Owszem – Żyd czy Chrześcijanin nie mógł być wysokim urzędnikiem. Ale nikt nikomu nie bronił prowadzenia interesów, pisania poezji, prowadzenia badań naukowych. Wiem – dzisiaj i Judaizm i Islam to zupełnie inne byty… Radykalne, szowinistyczne, walczące z każdym, kto ma inne zdanie. Jednakże – patrząc na Islam i Judaizm globalnie na całym świecie – jakoś ten pierwszy to większa rozpiętość poglądów – i ma swój nurt liberalny, podobny do tolerancyjnego (w miarę, bo oczywiście nie zawsze wszystko było „różowo”) Islamu osmańskiego. Tymczasem Judaizm (w sensie politycznym, nie religijnym) przyjmuje tylko postawy od umiarkowanego szafowania Holocaustem do tłumaczenia wszystkiego tą tragedią: zabijamy Palestyńczyków, bo my mieliśmy Szoah, chcemy zwrotu NIE SWOICH majątków, bo Szoah, nie możecie nas krytykować, bo Majdanek, Treblinka, Auschwitz…

To ja w dupie mam taki filosemityzm, który tylko każe przytakiwać. Wolę poczytać przekłady żydowskich twórców z XIII-XVI…

Dość!


Miało być znów o ACTA. Nie będzie. Dla mnie protest jest protestem głównie o wymiarze ekonomicznym. Nie? To czemu tak jest: http://biznes.onet.pl/dane-w-internecie-w-zamian-za-bonusy,,5009838,1,prasa-detal? Miało być o Grabażu (którego bardzo cenię), że nie przyzwolił na kradzież – nazwał ją dosłownie, stwierdził, że jeśli ma wybierać między kradzieżą, a ograniczeniem wolności, to woli mniejsze zło. Miało być o Richardzie O’Dwyer – Jaki to z niego „bohater” i „ofiara ACTA” – nie będzie. O nim pisze Wiki, i to dość obszernie: http://en.wikipedia.org/wiki/Richard_O’Dwyer. Jakoś Wiki wierzę. Że nie porwany, że jego strona, przez którą trafił do paki, to nie tylko linki. Że brytyjski sąd ( a te są duże bardziej niezawisłe niż polskie) rozpatrzył sprawę starannie, ZANIM uznano wniosek o ekstradycję. Miało być o innych „bohaterach” – Anonymous. Też poczytajcie w Wiki: http://en.wikipedia.org/wiki/Anonymous_(group). Jeśli komuś z nimi po drodze – proszę bardzo. Mi, prostemu człowiekowi (bo członkiem „elity”, przyzwalającej na kradzież nie chcę być) jakoś nie po drodze. Tak samo jak nie po drodze mi z rządem, który ogranicza (i bez ACTA) wolność wypowiedzi. Nie po drodze mi z partiami, które wiją się teraz jak piskorze, żeby na sprawie ACTA zyskać kapitał polityczny. Nie po drodze mi z dziennikarzami, którzy, zamiast opisywać rzetelnie rzeczywistość, maszerują z hasłem „wolne media” na sztandarach, oczekując, że ich idea stanie się jedynie słuszną. Mam dość!

Elita? Nadzieja dla Polski?

Oj narażę się, narażę. Jaka z Was elita? Czytać ledwo potraficie, bo jeśli już, czytacie między wierszami, nie potrafiąc przeczytać wierszy. Przynajmniej większość z Was. Krzyczycie o dostępie do kultury. Do jakiej kultury??? Demotów? Kwejków? A co to za kultura? Fileshare’ów z amerykańskimi (tak, tak, wyprodukowanymi w tym opresyjnym kraju, który tak nas za pomocą ACTA uciska) sitcomami? Chomika? Przeglądając fejsbuka, patrząc na wpisy typu: „najważniejsze, że nową FIFĘ udało się ściągnąć”, „A ja już mam wszystkie sezony House’a na dysku”, najpierw załamuję ręce, a potem stwierdzam: Dość!

Ja wiem, czasy się zmieniają (Cytując „klasyka”: Dzisiaj czasy się zmieniły, nikt nie pieprzy już o gwiazdach), ale coś „mi się nie zgadza”: jeszcze w latach 2004-2005 w Bydgoszczy, współpracując ze studenckim magazynem „Chleba i Igrzysk” (pozdrowienia i podziękowania dla Kowala, Sto(i)ckiego, Kuzyna i całej reszty) DEBATOWALIŚMY o kulturze. O tym, jak spłyca się rozumienie kultury. O tym, że zniknęła kultura studencka – ta specyficzna, typowo akademicka wtopiła się w pop-kulturę. Kluby studenckie w większości zmieniły się w dyskoteki, lub kluby „grające” to samo, co „cywilne”, pozaakademickie. Pop-kultura zabiła kulturę studencką. Głosy były różne, ale mogliśmy swobodnie dyskutować i sprzeczać się, a następnie wydać numer magazynu, zachowując KAŻDY SWOJE ZDANIE. Wszyscy ceniliśmy Kisiela, jego prowokacje, zmuszające czytelników felietonów albo do myślenia, albo do głupiego obrażania się. I często też jechaliśmy „po bandzie”. A to „student-alkoholik”, a to stwierdzenie, że kultura alternatywna (Underground), tak samo jak studencka umarła – bo czymże jest 100 000 płyt zespołu punkowego, jak nie kolejnym wcieleniem kultury (bardzo) popularnej? W czasach współczesnych odkurza się, popularyzuje punk z lat PRL – słusznie. Ale reedycja tamtych utworów to już nie alternatywa, tylko trochę inny stream popu. Pisałem w „CiI” o Januszu Żernickim (http://pl.wikipedia.org/wiki/Janusz_%C5%BBernicki). Kto go zna? Niewielu… Tymczasem tzw. ciechociński Okres Stachury (o, teraz to się można wykazać, że wiemy, któż on) jest ściśle z Januszem związany. Ilu z was kojarzy zespół RSC? A ilu kojarzy Lombard? No właśnie… Wam nie chodzi o dostęp do kultury. Wam chodzi o dostęp do POWIELANYCH, KOPIOWANYCH, POPULARNYCH treści. Wam nie chodzi o twórczość, tylko o odtwórczość.Generacja „skopiuj-wklej”, generacja „udostępnij”, generacja „myśl jak reszta”. Bracia Wachowscy osadzili „Matrixa” w jakiejś alternatywnej rzeczywistości – tymczasem „Matrix” dzieje się tu i teraz. Nie myślicie, nie tworzycie – powielacie pożądane wzorce. I nie ma znaczenia, czy pożądane przez władze, czy przez kogoś innego. Nie jesteście elitą. Jesteście tłumem – mięchem armatnim w wojnie korporacji i władz. A że sojusze w tej wojnie często się zmieniają, więc i Was ganiają po polu bitwy w jedną lub drugą stronę.

Myślę więc jestem? Jestem, więc myślę!

Odwróciła się maksyma Kartezjusza. Wydaje wam się, że skoro już „jesteście” na fejsie, kwejku, twiterze, to każda wasza myśl jest twórcza. Otóż nie. Cały czas twórcze są tylko te myśli, które wytworzycie. Kopiowanie, wklejenie, udostępnianie to tylko PRZEKAZYWANIE myśli kogoś innego. Niestety, nastąpiło powszechne uznanie takiego procesu jako procesu twórczego . Umiejętnie podsycane przez właścicieli serwisów, którzy wmawiają wam, że sam fakt „bycia” oznacza, że jesteście twórcami. Twórcze są wasz fotografie (nawet na tle meblościanki), ale nie przeklejone fotki kogoś innego. Twórcze są autorskie demoty, a nie przeklejone z innego serwisu. Twórcze są apele o pomoc pisane własnym zdaniem, a nie „skopiowane na twoją tablicę”. Twórcze jest wyprodukowanie i wyrażenie własnej opinii, a nie wklejenie „Komentarz usunięty przez ACTA”. Twórcze są mody do gier, a nie screenshoty z waszych „dokonań” w grze.

Inwigilacja w sieci…

… istnieje od początku jej istnienia. Taka natura Internetu. Adresacja IP, nicki, konta użytkownika – to wszystko pozwala inwigilować DOWOLNEGO użytkownika. Oczywiście, można się ukryć, jak i w świecie realnym. Wtedy można trolować, flejmować, hakować, spamować bezkarnie. W każdym innym przypadku, i takich jest większość – WSZYSTKO co robicie jest powszechnie dostępne. Nie tylko dla waszych, równie ambitnych, jak wy, znajomych. Również dla władz, cyberprzestępców, waszych pracodawców. I na pewno na jakimś etapie życia to do Was wróci. Na tej samej zasadzie wyłapywano tych, co zamawiali „5 piw”, na tej samej zasadzie (niesłusznie) ABW „dorwała” faceta od strony antykomor.pl. Chcecie żyć bez inwigilacji w sieci? To wynieście się z sieci. Nie ma innej metody. Inwigiluje was fejsbuk, twitter, kwejk, onet, wp, cholera wie, kto jeszcze. Amerykańskie służby typu FBI, CIA, NSA podobno też (Echelon). Inwigilują Was Chińczycy (sporo pirackiego contentu ze spyware’m „na dokładkę” właśnie z Chin pochodzi), pewnie Rosjanie i Białorusini, i pewnie jeszcze z dziesięć do dwudziestu państw, poza naszym własnym. Jakoś tego nie zauważacie, mimo „wrodzonej” elicie inteligencji. Nie chcecie takiej inwigilacji? To pakować plecak i na smolarnie w Bieszczady. Mówicie: sieć jest wolna! Tak, na tyle, na ile pozwolą jej być wolną dostawcy i administratorzy. Wy, niestety, dopóki z niej korzystacie, niewiele macie do powiedzenia. Możecie się zgodzić – i korzystać, albo nie zgodzić – i nie korzystać. Myślicie, że Facebook jest wieczny? A pamiętacie czasy przed Fejsem? Ile serwisów popadało? Mimo sprzeciwów Użytkowników? Jeśli „ktoś” zechce Wam wyłączyć fejsa, cz w ogóle usługi Internetu – mimo wychodzenia na ulice nic nie zrobicie. Witajcie w świecie korporacji…

Ruch „progresywny” – WTF?


Czas wyjaśnić jedną z kwestii dotyczących bloga. Skąd „REGRESJA”? Termin skądinąd naukowy (http://pl.wikipedia.org/wiki/Regresja), jednak w przypadku tego bloga używam go, aby odróżnić się od „progresywnych” ruchów i osób. Namnożyło się ich ostatnio – i co do sztuki wszystkie „progresywne”. Przykład: http://netysci.mixxt.pl/. Przyznaję, gdzieś u zaranie tego ruchu dałem się złapać. Owszem, kilka postulatów jest mi bliskich (nadal). Ale zawsze wkurzało mnie określenie „progresywny”. Okej, człowiek do szkół chadzał, wie, że progres to postęp, a więc ruch niby jest postępowy. Nie można by tak napisać? Po polsku?? Ruch progresywny, Rock progresywny – że niby tak mądrze to brzmi? Banał (nomen omen, patrząc na rock progresywny, nie wiem, czy to nie jak Smooth Jazz, czyli: albo nie istnieje,  albo ani to rock, ani tym bardziej postępowy).

Aproksymacja, Progresja, Impotencja

Podczas jednego z rejsów, ze względu na to, że część załogi stanowili inżynierowie górnictwa, nabijaliśmy się z inżynierskiej aproksymacji. A to nam aproksymowali pozycję, a to czas dopłynięcia do portu, a to, co będzie na obiad (http://pl.wikipedia.org/wiki/Aproksymacja). Generalnie śmiesznie. Owszem, puryści techniczni mogą się obrazić (podejrzewam, że społeczni rewolucjoniści obrażą się za „progres”), ale po kiego wafla ta aproksymacja w potocznym języku? Przybliżenie, zaokrąglenie nie wystarczą – kolejne słowo obcojęzyczne, brzmiące jak przeładowanie Sturmgewehr 44. Zresztą po niemiecku nawet motyl (Schmetterling) brzmi jak powiew śmierci na froncie wschodnim. Na rejsie było wesoło, koledzy inżynierowie również na poziomie, więc było to dla jaj. Mi już bliżej do inter- i ekstrapolacji niż do APROKSY, TFU, MACJI. Na poważnie nie zdzierżyłbym. Tak samo nie potrafię tej „progresywności społecznej” wybaczyć. Dla porządku więc: dla mnie progresywny – oznacza postępowy (http://sjp.pwn.pl/slownik/2505892/post%C4%99powy). A to oznacza, że ruch społeczny kreuje, wyznacza, wspiera postęp. Tymczasem…

NETYŚCI to ruch kulturowo-polityczny zainicjowany spontanicznie w Internecie w 2009 roku przez grupę osób które wierzą, że nadszedł czas na zmiany w myśleniu o człowieku w społeczeństwie, o samym społeczeństwie i zasadach uprawiania polityki.

Wierzymy, że:

  • nadszedł czas na urządzenie społeczeństwa dla dobra wszystkich obywateli, z gwarancją, że nie będzie zawłaszczane przez żadnego grupy, a szczególnie polityków, korporacje i kościoły. (koncepcja zrównowazonego społeczeństwa sieciowego)
  • konieczne jest dopuszczenie każdego obywatela do realnego wpływu na swoje otoczenie – od gminy do państwa. A najlepszym narzedziem globalneg sprawowania władzy i kontroli władzy jest Internet (opowiadamy się za koncepcją Rząd 2.0).

(Za stroną NETYSTÓW)

Że co? Że niby jak? Okej, bez nerwów. Rozłóżmy to na czynniki pierwsze: Czytaj dalej

Płatna „kultura”


W poście o ACTA (tutaj) wspomniałem o tym, że kwestia opłat za treści to insza inszość. No właśnie. Zgodzimy się, że twórcy wynagrodzenie się należy. Należy się też wydawcy. Ale jaka ta płatność ma być?

Dopóki artyści (różni) i naukowcy byli objęci mecenatem możnych, wszystko było proste. Dopóki trupa teatralna utrzymywała sie z tego, co gawiedź wrzuciła „kapelusza”, wszystko było łatwe. Od momentu, gdy mecenasi stali się pośrednikami i również zaczęli zarabiać na artystach, sprawa się skomplikowała. I mamy obecną sytuację, gdy Twórcy się należy, ale od kogo, ile, za co?

W skrócie – jak pogodzić Twórców i Klientów? Odpowiedź prosta: NIE DA SIĘ (jedni chcą zyskać jak najwięcej, drudzy – jak najwięcej oszczędzić). Odpowiedź złożona: To zależy… Od wielu rzeczy

Wizja liberalna

W wizji liberalnej i wolnorynkowej wszystkim rządzi rynek. Twórca i Wydawca (Dostawca) wycenia produkt, Klient (Odbiorca) decyduje, czy kupić. Podaż i popyt. Proste? Tak, ale. Żeby zmaksymalizować zyski ( a więc i zarobki Twórcy/Wydawcy), co jest celem kapitalistycznego, wolnorynkowego podejścia Dostawcy – trzeba zmaksymalizować popyt, najlepiej przy ograniczonej podaży – wówczas Klienci zapłacą więcej. Więc trzeba produkt (twórczość) reklamować. Reklama kosztuje, więc koszty są większe, zyski mniejsze. Kółko graniaste. Czytaj dalej